Layout by Raion

The Fray

piątek, 24 stycznia 2014

6.Nowy świat.: Prawda.



Prawda, ona krzywdzi. Nie zawsze jest dobra. Szczerość jest jak kochanek. Na początku zawsze wydaje się być dla nas bez skazy, ale po paru razach mamy jej dość.
Dzisiejszej nocy mam jej dostać aż nad to. Wszystko się wyjaśni, ale, za jaką cenę? Może, ta prawda mnie uwolni? Sprawi, że wreszcie poczuję się wolna?  Może też skrzywdzić. Ta szczerość mogłaby mi się nie spodobać. Co robić…, Co robić? Po tym jak Hokage wyjaśniła mi parę rzeczy na temat powrotu Sasuke, byłam wściekła. Może zniszczyć naszą misję. Jak na jego widok on zareaguje? Powinna mnie powiadamiać o najmniejszym szczególe, a jego powrót jest bardzo ważnym punktem! My dla dobra ogółu narażamy siebie i naszych bliskich, a ona śmie coś zatajać! Nie ma pojęcia, jakie to jest niebezpieczne. Multum emocji i stres kłębiący się w mojej głowie, skutecznie zakłócał porządek moich myśli.
Noc. Czas, gdy pod osłoną ciemnego nieba i świetle księżyca dzieją się rzeczy, których często nie potrafimy wytłumaczyć. Właśnie tak jest z moim zachowaniem. Niczym przestępca we własnym domu, skradam się i wypełniam niezbędnymi rzeczami mój plecak. Ubrania spakowane, broń i suchy prowiant są, woda jest. Jednak we wszystko jestem już zaopatrzona.
Zapięłam na plecach katanę, wzięłam plecak i ruszyłam biegiem w stronę bramy głównej.
Bezszelestnie wylądowałam na ziemi tuż przy budce strażników.  Ostrożnie zajrzałam do środka i zauważyłam cicho drzemiących, naszych wartowników - Kotetsu i Izumo. Każdego zwykłego dnia zapewne zbeształabym ich za brak kompetencji, ale dziś było mi to na rękę. Niezauważona, niczym cień, przedarłam się na drugą stronę bramy, ruszając w stronę kryjówki Akatsuki.
                  
                                                                           *.*

Pośród gór niewypełnionych dokumentów i pustych butelek po ryżowym alkoholu, na drewnianym, obszernym biurku, zaspała ze zmęczenia blondwłosa kobieta – Hokage.  Jej beztroski sen o byłym narzeczonym i zmarłym, młodszym bracie, przerwała grupa ANBU, która pojawiła się w kłębach dymu budząc ją z chwilowego roztargnienia między jawą a snem. Pobudzona orzechowo oka natychmiast zerwała się z krzesła.
-O co chodzi? – Zapytała poważnie zaniepokojona nagłym wtargnięciem oddziału.
-Chcieliśmy właśnie czcigodną Hokage zawiadomić, że Karui bezprawnie opuściła mury wioski. Jakie rozkazy?- Tsunade zamglonym wzrokiem patrzyła na dowódcę. Więc nadszedł już ten czas, prawda? Karui?- Przeszło jej przez myśl.- Tsunade-sama? – Upomniał się ANBU.
-Ah, tak. Na razie żadne. Na pewno nie zrobiła tego bez powodu. Nie śledźcie jej, poszukiwania będą zbędne – i tak nie zdołalibyśmy jej wytropić. Jeśli dostane jakiekolwiek informacje to was poinformuję. Liczę, że odwdzięczycie się tym samym.
-Hai. – Nie pozostawiając po sobie żadnych śladów, zniknęli.
Teraz wszystko zależy od ciebie, Karui!- Hokage wszystko powierzyła w ręce kunoichi
                                                                       
                                                                          *.*

Biegłam ile sił w nogach, aby tylko znaleźć się poza zasięgiem ANBU Konoha-Gakure. Co prawda biegnę już trzy godziny, a nie wyczułam żadnej czakry, ale ostrożności nigdy za wiele. Chwila! – Gwałtownie się zatrzymałam.- Jeśli zauważyli, że opuściłam wioskę, to najpierw muszą o tym poinformować Tsunade, ale ona mnie ostrzegła, że nie wyśle za mną oddziału, ze względu na bezpieczeństwo. Mimo to musze się spieszyć, by dotrzeć na czas.- Ruszyłam w dalszą podróż.
Przez większość mojej drogi zastanawiałam się, czego mogę się spodziewać. Wiem, że Sasori zginął, tak samo Kakuzu. O ile dobrze mi wiadomo – reszta jest w formie.  Ponoć Hidan był bliski śmierci z ręki Nary.  Dziś dowiem się rzeczy, której przez całe życie chciałam się dowiedzieć. Boje się. Po raz pierwszy w życiu, boje się. Nie przeciwnika, nie psychopaty, nie tortur, wysiłku psychicznego… tylko prawdy. Może ja nie chce jej znać? Czy nie lepsza jest słodka nie wiedza? Nie, potrząsnęłam gwałtownie głową, jakbym chciała w ten sposób się jej pozbyć, nie mogę w ten sposób myśleć! Pragnę poznać tożsamość moich rodziców. Chyba powinnam zrobić postój. Przecież biegnę już siedem godzin.

                                                                              *.*

Nabuzowany sprzecznymi uczuciami biegłem do gabinetu babci Tsunade. Jest już wczesny ranek i Karui powinna być na treningu. Nie sądzę, by Hokage dałaby jej nową misję tuż po poprzedniej, która trwała dość długo.  Czyżby coś jej się stało? Nie. To przecież Karui, zawsze sobie radzi. Muszę być pozytywnie nastawiony! Nie mogę się przecież zadręczać. Wspinałem się po schodach prosto do biura babci Tsunade. Może ona coś wie? Wparowałem do pokoju niczym burza – bez ostrzeżenia, co nie uszło mi płazem.
- Babciu Tsunade!
-Baka! Jak ty mnie nazwałeś?! Dlaczego, do cholery, nie zapukałeś? – Wściekła Hokage bez ostrzeżenia wzięła pierwszą lepszą doniczkę, którą miała pod ręką i rzuciła celnie prosto w moją głowę. Niezadowolony z wielkiego guza, nie zwróciłem uwagi na krzyki babuni.
-Tsunade! Karui gdzieś zniknęła! Nie było jej z Hatake, ani na polu treningowym. Jej dom jest pusty, tak samo jak połowa jej szafy, na pewno nie dałaś jej misji, a nikt z przyjaciół je dziś nie widział. Byłem w kwaterze głównej ANBU, ale tam też nikt nic nie wie. Co się dzieje?- Zaniepokojony, nie byłem w stanie zatrzymać potoku słów. Spojrzałem prosto w oczy zmartwionej moim stanem Tsunade. Znam ten wzrok. Ona coś wie, ale nie chce mi powiedzieć. Ona widząc jak otwieram usta zaczęła mówić.
-Wiem, Naruto. Karui opuściła wioskę dzisiejszej nocy. Nie wysłałam za nią ludzi, bo i tak nic, by nie wskórali.
-To skoro ty nic nie możesz zrobić to ja idę ją ściągać! Dlaczego odeszła?
-Nie wiem, Naruto może to tylko chwilowe, ale ty masz szczególny zakaz opuszczania Konohy! Będziesz pod stałym nadzorem . – Powiedziała wyniosłym głosem, nieznoszącym sprzeciwu.
-Ale dlaczego? – Spytałem zdesperowany. Ledwo odzyskałem jednego przyjaciela teraz mam stracić kolejnego? Nie pozwolę na to !
-To moje ostatnie słowo. Jeśli się czegoś dowiem, natychmiast po ciebie pośle, a teraz wynocha! Mam mnóstwo roboty. – Tsunade wygoniła mnie bez ogródek. Nie mogę tak zostać bezczynnie. Muszę coś zrobić.

                                                                               *.*        


Po dość ciężkim poranku w lesie, wystartowałam biegiem i w kilka godzin dotarłam pod kryjówkę. Teraz jednak przemierzam wilgotnymi i brudnymi korytarzami do biura Paina. Stanęłam przed dużymi dębowymi drzwiami, które widokiem, aż błagały, chociaż o kropelkę farby, a zawiasy swym piskiem sprawiały, że człowiek automatycznie patrzył czy gdzieś obok przypadkiem nie ma, choć odrobinę smaru. Podniosłam rękę, by zapukać i zawahałam się.  Przez głowę przechodziło mi tysiąc myśli na minutę i na żadnej nie mogłam się skupić.  Różne przypuszczenia, gdybanie, oczekiwania kłębiły się w myślach i jak były jak bomba – tylko czekałam aż się skumulują i wybuchną. Przez natłok myśli i stresu rozbolała mnie głowa. Wtedy zdałam sobie sprawę, że jeśli dalej będę tę chwilę przedłużać to tylko pogorszę własną sytuację. Zapukałam stanowczo w drzwi lidera. W odpowiedzi usłyszałam głośne „Wejść”. Weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam, że oprócz Pain’a za biurkiem zobaczyłam również siedzącego naprzeciwko niego Madarę.  Oboje spojrzeli na mnie. Dobrze wiedzieli, po co przyszłam i wiedzieli, że muszą to zrobić. Obiecali, a wiedzą jak ja cenię obietnice, zwłaszcza, jeśli chodzi o coś tak ważnego. Nie cierpię ludzi, którzy rzucają słowa na wiatr. Pain nerwowo stukał palcami o biurko, a Madara patrzył na mnie jak zaklęty.
-Usiądź.- Zaproponował Pain. Usiadłam wygodnie obok rzekomego ‘’Tobiego”.
-Co byś chciała wiedzieć?- Mam nadzieję, że się tylko zgrywa. Świetnie wie, po co przyszłam.
-Kim są moi rodzice? Nie obijaj w bawełnę. – Stanowczo i szybko.  Niech przestanie przeciągać strunę.
-Chcę cię ostrzec, że twoja mama użyła pewnego jutsu, by zrobić coś- nie wiemy co- kiedy tylko dowiesz się o tożsamości obojga swoich rodziców.- Uprzedził mnie Pain. Dlaczego Madara nie zabrał głosu ?
-Czyli moja mama żyje i jest kunoichi? – Zapytałam z nadzieją.. To było by wspaniałe!
-Nie do końca… Nie jest kunoichi.- Odpowiedział niepewnie Madara.
-Jak się nazywa!- Zdenerwowana pod wpływem napięcia gwałtownie wstałam z krzesła. Potrafi jutsu, a nie jest ninja? To, kim do cholery!
-Może lepiej zacznijmy od ojca.- Bardziej stwierdził niż zapytał Pain.
-No, kto nim jest?- Zapytałam podenerwowana.
-Zapewne nie będziesz zadowolona z tej informacji, ale… Ja jestem twoim ojcem.- Odpowiedział niepewnie Uchiha Madara. Założyciel klany Uchiha i Konoha Gakure jest moim ojcem?... Ojcem? W myślach wypowiedź odbiła się echem. On… moim tatą? Moim wzorem do naśladowania? Osobą krewną? Ten skurwiel!  Pod wpływem emocji opadłam na kolana. Nie, nie, nie, to nie może być prawda! Jak to się stało? Tak mnie bezczelnie kłamać? Po co? Moje oczy się zaszkliły. Zacisnęłam mocno wargi, jakby tym gestem zakazując łzom wypłynąć na wierzch.
-Dlaczego mnie kłamiesz?- Zapytałam cicho. Tyle pytań naraz. A co z mamą?
-Nie mam powodu, by cię okłamywać. To prawda.- Dławiąc się własnymi łzami, które tuż przed chwilą wytyczyły wilgotny szlak na moich policzkach.
-A mama? Co z mamą? Kim ona jest? – Mówiłam wszystko szeptem niczym desperatka, prosząc … błagając o informacje. Co z nią? Jaka kobieta związała się z tym człowiekiem, który nazywa się moim ojcem? Może on ją po prostu zgwałcił? Nie, to bez sensu. Madara zaczął tłumaczyć.
-Twoja mama to bogini. – Bogini? Przed oczami zrobiło mi się ciemno.

                                                                           *.*

Jasno. Czemu tu jest tak jasno? Podniosłam rękę, by, choć trochę osłonić oczy przed rażącym światłem. Zamrugałam kilka razy, aby wyostrzyć obraz. Zobaczyłam przed sobą czyste i błękitne niebo. Podpierając się rękami usiadłam. Znajdowałam się na pięknej polanie, którą okalał zielony i gęsty las, którego drzewa sięgały tak wysoko, że nie byłam wstanie zobaczyć czubka.  Ogarną mnie niesamowity spokój i ulga. Jakby wszystkie troski odeszły w dal. Czuję się tak lekko.  Promienie delikatnie i przyjemnie drażnią moją skórę. Tak ciepło i rześko. Uśmiechnęłam się u wzięłam głęboki oddech. Tak właśnie wyobrażam sobie… Niebo. Moje ciało zadrżało. Nie żyję?
-Nie bój się.- Do moich uszu dobiegł piękny, melodyjny głos, taki podobny do mojego. Spojrzałam na dorosłą i śliczna kobietę siedzącą koło mnie. Piękne, białe, świecące lekko błękitną poświatą, włosy, które sięgały jej aż do pasa. Niebieskie, przezroczyste i wciągające oczy. Drobny nosek, jasna, lekko brzoskwiniowa skóra i błękitna, piękna suknia, sięgająca do kolan. Uśmiechnęła się do mnie, a ja miałam wrażenie, że w życiu nie widziałam nic piękniejszego. Spojrzała mi w oczy i już wiedziałam. Z nów spokój zajrzał do mojej duszy, a w oczach pojawiły się łzy.
-Mama?
________________________________________________________________________________
Od Autorki:
Och, Fiu!
Wreszcie się z tym rozdziałem uporałam. Było strasznie trudno go napisać, to też długo się za niego brałam, ale jestem z niego całkiem zadowolona. Spodziewałam się sama po sobie czegoś innego, ale jak to ja, zawsze coś wychodzi podczas pisania. Przepraszam za przerwę, która trwała dość długo ._.' Wiem, że nie dużo będziecie musieli czekać na nn, na drugim blogu, bo już go kończę ;3.  Pierwsze 3 rozdziały zawsze są najgorsze! Uff, w dodatku jestem chora i strasznie mnie boli głowa i gardło. ._. Oszaleć się da. Ale jestem szczęśliwa, że coś napisałam! Długość rozdziału wydaje mi się odpowiednia :D .
Pozdrawiam... Karui-chan!