* Trening z Itachi'm *
- Skup się. Jeszcze raz! - Podniósł ton Itachi. Muszę
przyznać, ale tylko przed sobą, że trenerem to on jest genialnym. W życiu nie nauczyłam się tyle podczas jednego treningu!
- Karui ucieka! - No tak jego technika katon. Ja ledwo się ruszam, tak mnie
skatował nie dam rady ! No już rusz się. Pozycja obronna! Cofnęłam się o pięć kroków i skrzyżowałam przed sobą ręce, lekko się
ugięłam na nogach i czekałam, aż żar mnie dosięgnie. Dziwne. otworzyłam powieki i zrozumiałam, że siedzę pod
drzewem, a przede mną siedzi Itachi.:
- Nie! Strasz! Mnie tak więcej! Czemu nie uciekłaś ? - Spojrzałam na niego spod byka.
- Bo nie miałam siły! Dziwisz mi się? Ja nie jestem robotem. Mam tyle obrażeń, że nie zliczę i chyba mi połamałeś żebro! - Ja dalej trzymałam
się za obolałe miejsce, a on spojrzał na mnie z lekka zdziwiony, bo
przecież nie wiedział o mojej dolegliwości.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Kiedy? Nie miałam kiedy! Ledwo mrugnę, a ty już mnie atakujesz! -
No wkurzył mnie. Tyle.
- Cholera! Trzeba cię zabrać do Sasoriego!
- Dzięki o bogowie ! Zabierają mnie do jedynego, normalnego w tej
organizacji człowieka! - Itachi spojrzał na mnie spod byka i wziął mnie
na ręce. Zaniósł mnie do ich bazy i wszedł do pokoju Sasoriego, wciąż
mając mnie na rękach.
- Pukać nie umiesz ?!* dopiero teraz na nas
spojrzał * Coś ty jej zrobił ?! Wygląda na żywego trupa będącego
dzieckiem wojny! - No tak... nie najlepiej teraz wyglądałam...
zniszczone i porwane ubrania, włosy poszarpane, rozcięcia na łydkach,
udach i rękach, a w ustach ciecz szkarłatna. No nieźle... muszę
komicznie wyglądać.
- Bogowie ona wygląda tragicznie ! - Albo i tak.
- Przestań się denerwować i jej pomóż! -Czek.. teraz to ja muszę wkroczyć do akcji.
- Przestańcie się kłócić. Czasami to mam wrażenie, że psychicznie
jestem starsza od was. Bogowie no jak z dziećmi. Itachi. Po prostu
puść mnie i usiądę na kanapie. Drogi Sasori ty mnie opatrzysz! Przecież nie
umieram. Jeszcze.
- No dobra . -Mruknął i mnie wreszcie puścił gbur jeden. Pokuśtykałam prosto do kanapy,
usiadłam z małym trudem, bo cały czas odczuwam ten beznadziejny ból w
klatce piersiowej. Czerwono-włosy mnie opatrzył, przez co poczułam ulgę, a
Itachi nie opuścił mnie na krok i patrzył non stop czy przypadkiem
Sasori przy opatrywaniu mnie nie posuwa za daleko (tak zboczuchy.. o to chodzi!-dop.autora:D). Tak na prawdę to trzeba z nim poważnie
pogadać o co mu chodzi. Jest nad opiekuńczy. On ma jakiś matczyny instynkt czy co? Wstałam z kanapy i skierowałam się do mojego
pokoju. Ehh czemu on wciąż idzie za mną? Odwróciłam się do niego
napięcie.:
- No po czego za mną idziesz ?! - Ten spojrzał na mnie obojętnie.
- Mam koło ciebie pokój. - Powiedział zirytowany. Mógł uprzedzić. Tak. To jest moje usprawiedliwienie.
- Aha. Nom. - Stanęłam przy swoich
drzwiach, a on przy swoich przy mojej lewej. Oboje otwieraliśmy pokoje z
klucza, nie patrząc na siebie. Kiedy już chcieliśmy oboje wejść do
pokoi, powiedziałam.:
- Itachi, chyba musimy pogadać.*
otworzyłam drzwi na maksa * Wchodzisz ? - On popatrzył na mnie pewnie
i z wyższością oraz zaczął się kierować w moim kierunku. Oczywiście on jako, iż jest
"gentelmenem" przepuścił mnie w drzwiach. Usiadłam na łóżku, a on
zamknął drzwi, skrzyżował ręce na piersi i oparł się o ścianę, czekając
na moje pytania.
- Dlaczego się tak dziwnie o mnie bałeś, przejmowałeś się mną? - On bez zastanowienia odpowiedział.
- Lider-sama poza trenowaniem ciebie powierzył mi opiekę nad tobą.
Gdyby ci się stało coś poważniejszego, chyba by mnie zabił. -Powiedział chłodno.
Od razu
humor mi się zepsuł, czego oczywiście nie dałam po sobie poznać. Ale
na co ja liczyłam ? Heh nadzieja matką głupich. To chyba jestem jej ulubienicą. Po raz pierwszy od tragedii myślałam,
że komuś na mnie zależy i to niby miał być morderca, który z zimną
krwią zabił własna rodzinę ? Zresztą przecież nie jestem lepsza. Wybiłam ich wszystkich. Niczego winnych ludzi. Jedyne co nas różni to
to, że ja nikogo nie oszczędziłam.
- No tak. A na jak długo ci jeszcze przeznaczył tą opiekę nade mną ?
- Gdy będziesz wystarczająco silna, by się sama obronić. No i
przecież jesteś jeszcze dzieckiem nie ma tutaj dla ciebie samowolki. -
Powiedział jakby z nutą pogardy, ale jak zawsze z niesamowitym lodem w
głosie.
- A kto cie będzie zastępował ? - On na mnie dziwnie spojrzał...
- Wiesz jak na dziesięć lat jesteś za bystra... Skąd wiesz, że muszę mieć zastępce ?
- To przecież logiczne... Wy jako organizacja nie siedzicie non stop w
bazie i się nudzicie i czekacie na jakiś zamęt tylko wy go stwarzacie.
Innymi słowy: wychodzicie na misje. - Popatrzyłam na niego z lekkim
zdenerwowaniem.
- Pierwsze: nie
patrz się tak na mnie, bo zaraz nie będziesz miała czym patrzeć. Dwa:
Kisame
Trzy.: Coś jeszcze ? Chce mieć z głowy zbędne pytania. - Spytał lekko zdenerwowany.
- Tylko jedno i nie będę zabierać ci już czasu. Czyli tylko i wyłącznie z rozkazu Liderka się mną
przejmowałeś, bo bałeś się, że ty na tym ucierpisz ? - Spytałam się o
to nie patrząc na niego. Patrzyłam na pościel, na której zacisnęłam pięści.
- Tylko dlatego. - Powiedział nie patrząc na mnie, a na
panele jakby były nie wiem jak interesujące, a potem bez słowa wyszedł.
Obiecałam, że nie okażę słabości, więc już nigdy nie będę płakać,
więc dotrzymam sobie danego słowa. Nagle usłyszałam.:
- Katsu! -
I coś potężnego wybuchło, aż się zatrzęsły ściany. Zerwałam się z
łóżka i wyszłam na korytarz, ponieważ Deidara mieszkał dwa pokoje dalej, a za nim... yyy jak mu było?... Tobi. No właśnie Tobi . Deidara wpadł w szał i nawiązała się
konfrontacja z Tobim. Dziwnie się on zachowywał. Był opanowany i już
nie mówił piskliwym głosem. Popatrzył na zbiorowisko, a potem na mnie. Wzrokiem jakby zaglądał do mojego wnętrza przez maskę ,jakby chciał poznać wszystkie moje odczucia. Potem rzucił do Deidary chłodnym głosem.:
- Nie waż się nigdy więcej tak o niej mówić, bo nie dożyjesz następnego dnia. To zostanie pomiędzy nami. - A potem rozpłynął się w powietrzu. Nikt nie wiedział o co chodzi i niektórzy mieli wypisany niezły szok na twarzach.
- Do mnie! Itachi , Karui do mnie! - Usłyszeliśmy Głośne wołanie Liderka! .
Wraz z Itachi'm staliśmy już
pod drzwiami Pain'a. Zapukałam 3 razy, a odpowiedzią było stanowcze "
WEJŚĆ!". Weszłam, a Itachi za mną zamykając za sobą drzwi. Stanęliśmy
przed biurem rudego ramię w ramię... na czy się ramię z żebrem? No
Właśnie. Sięgałam mu ledwo do żeber.
- Karui! Przestań myśleć o takich bzdurach, bo aż szkoda się wysilać, by w nich czytać!
- Liderek no spokojnie nie spinaj się tak, bo ci żyłka pęknie. Wdech,
wydech, wdech, wydech myślę, że wiesz jak to dalej leci. Słucham cię
cały czas. - Wściekły wstał, a Konan zachichotała.
- Jak żeś mnie
nazwała? Rodzinka cię szacunku nie nauczyła? - Itachi się wzdrygnął, a ja się wkurzyłam do czerwoności. Na co się Lider uśmiechnął z
wyższością.
- Po uno: Nie miał mnie kto nauczyć, jakbyś
nie wiedział, bo rodziny w życiu nie miałam i nie wiem jak to jest ją
mieć. I tak Nazwałam cię liderek! I przestań na mnie krzyczeć!
- Ty też przestań krzyczeć!
- Hihihi. Przepraszam Pain - sama, ale oboje krzyczycie.- Słusznie zauważyła towarzyszka kolczykowatego.
Niestety z bólem serca musiałam ją poprzeć. Ale mina poniżonego Paina... ah szkoda, że nie mam aparatu.
- Nagrabiłaś sobie Karui ! Jak na razie Sasori opiekował się tobą, ale
iście ci na rękę się skończyło ! Od dziś opiekę nad tobą będzie
sprawował Itachi ! - No wbiło mnie w glebę niczym Zetsu.
- J-jak to... przecież, Itachi mówił , że...
- Skończ ty paplać wreszcie i ruszaj na trening! - Spojrzałam na
Itachiego, który znów patrzył w podłogę. Wyprostowałam się godnie i ze
skruchą powiedziałam.:
- Hai, Lider - sama! - I wyszłam. Byłam
sama zaskoczona swoja postawą, ale wciąż mnie męczyło pytanie.: Jaki
jest powód tego, że Itachi się naprawdę mną opiekował?. Weszłam bez
słowa do pokoju wzięłam prysznic i poszłam na pole treningowe gdzie już
czekał Itachi.
Stanęliśmy na przeciwko siebie, a Itachi patrzył na mnie po raz pierwszy w życiu z zainteresowaniem.
- Nie spytasz mnie o to co właśnie miało miejsce? - Po chwili zastanowienia odpowiedziałam.
- Nie. Widocznie miałeś swoje powody, by tak robić. Nie będę cie o
nie pytała. To tylko i wyłącznie twoja sprawa - Itachi był lekko zdziwiony, bo przecież Uchiha nie może sobie pozwolić na więcej . . Po chwili wrócił do normalnego stanu i przemówił .:
-
Słyszałem twoja historię . Byłem ciekaw, jakim
cudem ty się psychicznie trzymasz. - Stwierdził. Nie spytał.
- Więc dlaczego mnie o to nie spytałeś ? - Powiedziałam z ciekawością.
- Z takich samych powodów, jakie przed chwila wymieniłaś. Choć musimy
bardzo poważnie pogadać i mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. - Zaczął
iść w stronę drzew, które dawały początek lasu. Szłam za nim w
kompletnej ciszy. Wreszcie przystanął, zdjął płaszcz Akatsuki, oparł
się o drzewo pod nim siadając. Zrobiłam dosłownie to samo, tylko że na
przeciwko niego.
- Teraz dowiesz się całej prawdy o mnie.
Zrozumiesz też wtedy moje zachowanie. Przynajmniej mam taką nadziej.
Mogę ci zaufać? - Długo się wahałam nad odpowiedzią, bo gdyby
miałby mi zaufać, ja musiałabym mu się odpłacić tym samym.
Postanowione, Itachi będzie pierwszą i jak na razie jedyną na tym świecie osoba jaką obdarzę zaufaniem.
- Tak, możesz mi zaufać. O ile mogę liczyć na to samo z twojej strony.
- On tylko delikatnie się uśmiechnął i przytakną w geście potwierdzenia.
* Tutaj opowiada Karui to jak to się stało, że został zmuszony wybić swój klan. Wszystko tutaj jest jak w Anime.*
W
życiu nie byłam tak zszokowana! Ta starszyzna. Zawsze wiedziałam,
że tylko szkodzą wiosce samym po niej stąpając. Danzou... Nie cierpię
go... raz go widziałam... też mi do gustu nie przypadł. On miał bardzo
podobnie jak ja. Wybił rodzinę (mimo, że moja była przybrana) bo
nie miał wyboru, a ja nad sobą nie panowałam. Częścią misji było
puszczenie Konohy, a ja odrzucona przez społeczeństwo zostałam skazana na
mały domek na granicy.
- Itachi... ty mi powiedziałeś prawdę... muszę ci się odwdzięczyć.- Powiedziałam ze smutkiem na wspomnienie z tej pamiętnej nocy.
- Nie, nie musisz. Zdaje sobie sprawę, że trudno o takich rzeczach mówić.- Odpowiedział Kruczowłosy.
- Ja chcę ci to powiedzieć. Widzę po tobie ulgę, że się w końcu komuś
wygadałeś. Też chcę się tak czuć. - Itachi przytakną, na znak, że
rozumie.
- Gdy miałam jeszcze pięć lat, czyli dzień przed moimi 6
urodzinami. Podsłuchałam ANBU Konohy o tym jak rozmawiali... rozmawiali o mnie i o tym, że Hokage powinien mnie zamknąć w
klatce lub zabić z demonem w środku.* spojrzałam na Itachi'ego i znów malowało się zdziwienie z szokiem na jego twarzy, ale kontynuowałam * Mam w sobie potwora, który jest
nowy wśród demonów. To jest gigantyczny wilk. Nic więcej nie wiem.
Wtedy ogarnęła mnie wściekłość i nagle dostałam wielkiego przypływu
energii i nic dalej nie mogłam zrobić, bo ON przejął nade mną kontrolę.
- Widziałam jego minę. W życiu nie widziałam u Uchihy na twarzy tylu
emocji.
- Czy lider wie? Ktokolwiek ?
- Tylko i wyłącznie
Hokage. Nikt inny. Reszcie wymazano pamięć. Słyszałeś o Kyuubim i
równowadze między Nacjami? Gdyby nas ktoś atakował, wzięli by
Kyuubiego, ale mnie by mieli jak prawdziwego Asa, o którym nawet nikt
nie ma pojęcia, że istnieje. - Porozmawialiśmy trochę potem razem
wstaliśmy, a Itachi założył płaszcz Akatsuki. Naprawdę mu współczuję.
Ale to nas Bardzo zbliżyło. Nasz trening był nieprzeciętny. Znów
dużo teorii i podwójnej dawki praktyki. Dużo też współpracowaliśmy.
Itachi zaczął od czasu do czasu się do mnie uśmiechał ciepło, a ja
poczułam, że wreszcie ktoś mnie rozumie. Wróciliśmy do organizacji.
Poszłam do pokoju pod prysznic, a następnie poszłam do kuchni by coś
zjeść. Ja prawie nic dziś nie jadłam!! 22:00, a ja za kolacje się biorę. Zrobiłam sobie dwie kanapki i je pochłonęłam baaardzo szybko. Zrobiłam
jeszcze trzy i wreszcie zaspokoiłam głód. W kuchni siedział Kakuzu,
Hidan, Deidara i Kisame. Nagle do kuchnie przyszedł Itachi i
powiedział:
- Lider kazał tobie i Deidarze zrobić kolacje. Po drodze zrób mi teraz kolacje.- Normalnie, ale od czapy i z
lodowatością w głosie. No tak muszą zostać pozory. Wszyscy wpatrzeni w
nas z zainteresowani w część dalszą naszej konwersacji.
- Rączek nie masz? - Pozory to pozory, a aktorką to jestem niezłą. Ponoć.
- Mam, ale przez te twoje treningi, na których marnie sobie radzisz, nie mam czasu by zrobić sobie
kolacji, bo muszę iść do lidera. - Powiedział jakby było to coś
oczywistego.
-Ok, ale po tym usłyszysz warunki. - Powiedziałam srogo w głosie.
Nagle słyszałam jak spada krzesło . Odwróciłam się w stronę stołu i
zobaczyłam jak krzesło zostało przewrócone do tyłu ,a na nim jakimś cudem
wciąż siedział Deidara, który z szokiem na twarzy wpatrywał się w
sufit. Czyżby on poleciał do tylu razem z krzesłem? Reszta też była w
nie małym szoku. Ja w 3 sekundy zrobiłam Itachi'emu kanapkę, którą szybko
zjadł i bez słowa wyszedł . Ja poszłam do swojego pokoju przebrałam się
w pidżamę i już chciałam zasnąć w mięciutkim łóżeczku
, gdyby nie to , że usłyszałam krzyk z korytarza :
- Karui!! Do mnie! - Wkurzyłam się i nic sobie z wołania nie robiłam.
- Karui. Misja długo terminowa!!! - No zerwałam się jak z bicza strzelił
wzięłam pierwsze lepsze spodnie, ubrałam je i pobiegłam do gabinetu
Lidera - sama. Zapukałam i po wiadomości "WEJŚĆ" weszłam. Spojrzałam
na Itachi'ego, który stał do mnie tyłem, a do biurka Lidera przodem.
- Tak Liderze - sama? - Powiedziałam, stając obok gbura.
- Karui. Wciągu następnych dwóch lat poddasz się ciężkiemu treningowi. Pomożemy ci się do stać do Koohy a tam dla nas będziesz szpiegować jinjuuriki dziewięcio-ogoniastego, który jest w twoim wieku. Potem Wszystkie informacje nam przekażesz.
Możesz już iść. O moim planie po prostu chciałem cię o nim
uświadomić. Teraz Żegnam! - Krzyknął Lider.
Wściekła bez słowa wyszłam z gabinetu. Zaraz za mną wyszedł Itachi po drodze zamykając za nami drzwi. Skierowałam się do mojego pokoju i od razu zamykając się w nim, poszłam
spać. Gdy rano wstałam... cóż w życiu nie byłam tak oszołomiona. Co tak na mnie zadziałało?
__________________________________________________________________________________
Tego dowiecie się w następnym rozdziale :PPPPPP Czyli jeszcze dziś :D Sayonara ...Karui-chan ^^^
PAMIĘTAJCIE O KOMENTARZACH !Przydałby się chodź jeden, króciutki :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz